Blog Innej Mamy i Innego Syna. O fajnych miejscach i wydarzeniach. O tym jak oswoić świat, gdy jest się trochę innym...

niedziela, 30 listopada 2014

Nie mówcie nikomu,ale uciekliśmy ze szkoły...

Jak już kiedyś pisałam, Inny Syn zwierzęciem szkolnym nie jest. Zresztą, kto w pięknym wieku lat 16-tu, jest fanem szkolnej edukacji? Pewnie bywają wyjątki, jednak Młody w tej materii jest zupełnie standardowy.A, że listopad jakiś nadzwyczaj ostatnio smętny, postanowiliśmy dać nogę w świat. Tak w środku tygodnia. Pełna demoralizacja, za przyzwoleniem ( o zgrozo!) i w towarzystwie Innej Mamuśki. I tak wybraliśmy się na wagary do Torunia.



Jak widać rozpaczy z powodu nieobecności w szkole nie było...





Przed podróżą kubek dobrej kawy nie zaszkodzi, zwłaszcza, że na dworze zrobiło się naprawdę zimno.


Wsiąść do pociągu nie byle jakiego...



Kawa, gazetka, życie jest piękne!

 Bez jakiejkolwiek zapowiedzi, zupełnie niehumanitarnie zawitaliśmy do domu wojtkowej Babci. Mieliśmy pewność, że Babcia, która nie jeden już dziwny pomysł Innej Rodziny musiała przeżyć 
i tym razem zachowa zimną krew. Nie zawiedliśmy się oczywiście. Nie martwcie się-dajemy słowo, że Babcia żadnego uszczerbku na zdrowiu z naszego powodu nie poniosła. Ba, nawet wyglądała na zadowoloną...








Po podróży należał się solidny obiad. W swoich kulinarnych gustach Inny Syn zupełnie nie jest inny.Pizza górą! Zwłaszcza jeśli można ją zjeść w tak sympatycznym miejscu jak 

Toruń w listopadzie jest zupełnie wyjątkowy. Brak tłumu turystów sprzyja spacerom i odwiedzinom w miejscach, gdzie w sezonie trudno nie tylko o spokój, ale i o bilet wstępu. 



Odwiedziliśmy Mikołaja Kopernika...



a także Filusia, który zgubił gdzieś Profesora Filutka.

Toruń znamy dość dobrze, bywamy w nim przynajmniej dwa razy w roku. Tym razem postanowiliśmy oryginalnie wykorzystać krótki czas pobytu. "Gotyk na dotyk"podziwialiśmy tylko
 z zewnątrz. Za to udaliśmy się do Centrum Sztuki Współczesnej.


Cóż, Inni chyba nie często tutaj goszczą, bo wzbudziliśmy lekkie zdziwienie sympatycznych pań pilnujących ekspozycji. Mój prawie dorosły syn z zaangażowaniem i  zainteresowaniem oglądał 
ciekawe, choć często kontrowersyjne eksponaty. Jego prawo dorastać i bywać w trudnych, ale wartościowych miejscach. 




CSW to nie tylko ciekawe wystawy. Można tu odpocząć na wygodnych leżankach lub posilić się w przytulnej kawiarence.







                                                       Niektórzy kalorii nie liczą...

                    A wieczorem oświetlony Toruń wprawił nas w prawdziwy zachwyt,







To był bardzo dobry czas! Niech żyją wagary! Także Innej Mamy.














  


8 komentarzy:

  1. My kochamy Toruń. Pokazałam Pierworodnemu ten wpis, powiedział, że jutro jak Wojtek, idzie na wagary. Macie rację, w tym wieku szkoła nie jest ulubionym miejscem nastolatków:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wagary każdemu od czasu do czasu zrobią dobrze ;-). Trzeba przewietrzyć głowę :-).

    OdpowiedzUsuń
  3. Torun znam dosyc dobrze, bo mieszkam niedaleko ;) a wagary widze byly udane ;) fajnie od czasu do czasu zrobic cos szalonego !!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wagary połączone z pożytecznym nigdy nikomu nie zaszkodziły. Ja na przykład dzisiaj nie poszłam na 4 godziny wykładów z geografii. Przynajmniej się wyspałam. W Toruniu byłam w wieku 5 lat i jedyne co pamiętam to seans w planetarium. Chyba czas na odnowienie wiadomości i wybrania się z wycieczką do rodzinnego miasta Mikołaja Kopernika. Pozdrawiam i życzę jak najwięcej takich wagarów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyspać też się czasami trzeba! Dobra decyzja.

      Usuń
  5. Ja tez lubiłam wagarować trochę :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. oj, warto było zawagarować w Toruniu!

    OdpowiedzUsuń