Blog Innej Mamy i Innego Syna. O fajnych miejscach i wydarzeniach. O tym jak oswoić świat, gdy jest się trochę innym...

sobota, 30 sierpnia 2014

Szkoła nie zawsze integracyjna

Początek roku szkolnego zbliża się wielkimi krokami.Nie wszyscy radośnie i ochoczo wpadną w objęcia stęsknionych, wypoczętych nauczycieli. Nie dla wszystkich szkoła drugim domem jest...Są tacy, którzy nijak w systemie szkolnym nie chcą się zmieścić.
Szkoły dla Innych są albo integracyjne, albo specjalne.Przy czym te drugie już samą nazwą  powodują u większości rodziców reakcje alergiczne w postaci napadu paniki, zlewnych potów i odruchu       wymiotnego.Szkoła specjalna jest zazwyczaj ostro krytykowana przez wszystkich krewnych i znajomych królika.Traktowana bywa jako pozbawienie dziecka  możliwości jakiegokolwiek rozwoju, a pobieranie w niej nauki napiętnuje jak mało co. Która mama "specjalnego" ucznia nie zna uroczych min sąsiadek, które dowiadują się, że dziecko chodzi do TAKIEJ szkoły.Naród reaguje na taką wiadomość mieszanką przerażenia, zniesmaczenia i współczucia( dla rodziców, rzecz jasna).
A ja jestem mamą "specjalnego" ucznia. Zanim wylądowaliśmy w naszej obecnej szkole, przeszliśmy przez placówki integracyjne- przedszkole i szkołę ( klasy 1-3). I wcale nie rzecz w tym, że trafiliśmy na miejsca bez serca i ducha, czy na kadrę bez zaangażowania czy przygotowania.Wręcz przeciwnie. Początki w "integracji" mogą być naprawdę super. Niewielki uczeń, zwłaszcza z niepełnosprawnością intelektualną, nie zawsze ma pełną świadomość swoich  deficytów i ograniczeń. A i  zdrowi rówieśnicy często mniej zwracają uwagę na jego niedoskonałości niż ich starsi koledzy. Wiele zależy od rodziców i rozmów jakie toczą się przy rodzinnym stole.Oczywiście, że i tu możemy natknąć się na typ litościwej sąsiadki, tym razem pochylającej się nad "biednym niepełnosprawnym", czy zniesmaczonej trudnym zachowaniem latorośli. Zazwyczaj jednak rodzice zdrowych dzieci, które uczęszczają do szkół  integracyjnych , wiedzą,w jakiej społeczności będzie funkcjonowała ich pociecha. Inny początkowo jedynie zadziwia kolegów niezbyt starannym rysunkiem, literką, która nie koniecznie daje się odszyfrować, czy nieskończenie długim czasem jaki potrzebuje, aby zapiąć wszystkie guziki ulubionej bluzy.Przy fajnej, zaangażowanej kadrze takie drobiazgi nie muszą urastać do rangi Poważnych Problemów.
Dzieci mają jednak to do siebie, że nie wiedzieć czemu, błyskawicznie rosną. Niestety rosną czasami razem z nimi ich problemy. Mimo intensywnych terapii, mimo zaangażowania rodziców i nauczycieli. Tak po prostu bywa.
A najtrudniejszy jest bolesny wzrost  świadomości swoich niedoskonałości. Kolega z sąsiedniej ławki, który opanował już tabliczkę mnożenia nie staje się wzorem do naśladowania, bo dla Innego mnożenie może być samo skomplikowaną czynnością jak pilotowanie odrzutowca.Kolega staje się wrogiem, a raczej nie on lecz jego umiejętności. Relacje zaczynają być trudne, a samoocena leci w dół.  To drugie jest tak na prawdę największym problemem.
 Wiadomo, że w pewnym wieku rodzice przestają być jedynym punktem odniesienia. Najważniejszym stają się rówieśnicy. I nie koniecznie muszą bombardować słabszego kolegę negatywnymi komentarzami ( choć i tak niestety bywa ) .Wystarczy,że w jego oczach są mądrzejsi,  sprawniejsi, "niedoścignieni." Jestem głupi","nic nie umiem"- niebezpiecznie często słyszą rodzice Innego.Może nie wiele pomagać fakt,że w klasie są osoby z podobnymi problemami. Młody koniecznie chce "równać w górę". Jest to dobre i motywujące, pod warunkiem, że przynajmniej teoretycznie, jest w stanie na tę górę wejść.
    Daleka jestem od stwierdzenia, iż integracja w szkole jest niemożliwa, a próby jej podejmowania  skutkują wyłącznie katastrofą. Dla wielu dzieciaków klasy integracyjne są wymarzonym miejscem rozwoju  intelektualnego, a przede wszystkim społecznego. Bywa jednak, że takim miejscem jest szkoła specjalna.Mała ilość uczniów w klasie ,fakt, że wszyscy potrzebują wsparcia (choć przecież w różnym stopniu) pozwala po prostu poczuć się bezpiecznie. Łatwiej jest odkryć i nauczyć się wykorzystywać swoje mocne strony, które w porównaniu ze zdrowymi rówieśnikami byłyby często niedocenione. Łatwiej zaakceptować te z ograniczeń,których przeskoczyć się nie da. Nie bez znaczenia jest też oferta terapeutyczna.
 W klasach specjalnych są słabsi i silniejsi, ci,którzy mogą się kimś opiekować i ci, którzy takiej opieki wymagają. Także tam dzieci mogą rozwijać się i wykorzystywać w pełni swoje możliwości.Oczywiście, szkoła szkole nierówna. Trzeba czasami dobrze się natrudzić, aby znaleźć taką, która faktycznie odpowie na potrzeby specyficznego ucznia. Inny Syn jeździ do swojej 17 km. ...http://www.zsspbartnicza.waw.pl/
Warto odczarować szkoły specjalne i czasami spokojnie rozważyć wybór takiej placówki jako najlepszego miejsca do rozwoju dla Innego Dziecka. Szkoła się kończy, a dobra, przystająca do rzeczywistości samoocena każdemu bardzo się przydaje.Podobnie jak szereg umiejętności, które zdobywają dzieciaki uczone "specjalnie".
     A  przecież życie pozaszkolne naprawdę istnieje! Integracja poza szkołą też.

piątek, 22 sierpnia 2014

Wojtek wyrusza w świat

Pewnego upalnego, wakacyjnego dnia Wojtek wyruszył w świat. Samodzielnie. I nie był to świat naszego osiedla, po którym  Inny Syn śmiga od dawna. To była wycieczka do pobliskiej galerii handlowej, oddalonej od nas o jakieś sześć przystanków autobusowych.Pomysł w głowach rodzinnego stada powstał dość dawno, ale jakoś tak nikt nie miał odwagi wcielić genialnego planu w życie...Nie od dziś wiadomo, że od rzucania  Wojtka na głęboką wodę mistrzem jest starsza siostra. Nie cudaczy, nie rozpatruje, nie jęczy. Ot, kiedy uzna pomysł za dobry to go wciela. Tyle. Po prostu. Tak było i tym razem. Inna Siostra z tajemniczą miną wyszła z domu. Po pewnym czasie rozdzwoniła się wojtkowa komórka.Inni Rodzice mieli szczęście być świadkami jak ich syn podejmuje kolejne wyzwanie. Początkowe zdziwienie i nieukrywaną obawę ( "Że niby jak, przepraszam , mam przyjechać? Autobusem? Sam?") szybko zastąpiła radość i determinacja. No i stało się. Wojtek zaopatrzony w bilet i legitymację z impetem otworzył kolejne zamknięte do tej pory drzwi.
Dumni, ale i przerażeni Inni Rodzice pozostali w domu nad dzbankiem kawy.Zadzwonić, sprawdzić? Palce nie chciały odkleić się od komórek. Ale przecież jak coś pójdzie nie tak Młody sam się odezwie...Chyba.... Inna siostra czekała już przy centrum handlowym. Akcja zakończyła się pełnym sukcesem!
Inny Syn :
-prawidłowo sprawdził godzinę odjazdu autobusu w internecie
-samodzielnie dotarł na przystanek
-prawidłowo odczytał numer autobusu , do którego należało wsiąść
-pamiętał o skasowaniu biletu ( pechowo akurat skończyła się ważność legitymacji upoważniającej do darmowych przejazdów)
-wiedział, gdzie należy wysiąść

                           BRAWO SYNU!  DZIĘKI CÓRKO! Jesteście wielcy!
         
                                                             



                                   

niedziela, 17 sierpnia 2014

Pocztówka z Serocka

Fajnie było na wyjedzie w Serocku. Byłem w sklepie i jadłem lody. W ogóle było fajnie i  mi się podobało. Byłem na ognisku, bo mój kolega miał urodziny.Chodziłem na zajęcia i rozmawialiśmy. Wieczorem pływałem w basenie.
                         

niedziela, 10 sierpnia 2014

O tym co było,gdy nas nie było

Nie było nas małą chwilkę,gdyż INNY SYN wyjechał na obóz. Terapeutyczny. Nie był to długi wyjazd, ale bardzo, bardzo potrzebny.INNA MAMA z trudem próbuje się godzić z faktem, że dziecię już nie dziecię i samodzielności potrzebuje jak powietrza. Kiedy jednak młody człowiek nie jest najprostszy w obsłudze , okazuje się, że wysłanie go na samodzielny wyjazd graniczy z cudem. I nie rzecz tu w samoobsłudze, którą opanować można w bardzo przyzwoitym stopniu, ale o szalejące gdzieś poza człowiekiem emocje ( do tego te hormony...), zachowania nie zawsze łatwe i przyjemne. Tak, kto dojrzewał ten wie... A jak się jest z gatunku "innych" wszystko bywa jeszcze trudniejsze. Tylko gdzie tu znaleźć ludzi, którzy nie boją się zabrać takie "stadko" na krótkie choćby wakacje. A jeszcze całą sytuację wykorzystają do prowadzenia terapii grupowej i indywidualnej, tak żeby łatwiej było patrzeć na świat i na siebie samego. Nie wiem jak gdzie indziej,ale w Warszawie znalezienie dobrej terapii grupowej,której w dodatku koszta nie przyprawią o zawał serca, nie jest proste(chyba, że o czymś nie wiem?). Nam na szczęście udało się trafić do Centrum Neurorehabilitacji p.Magdaleny Skotnickiej-Chaberek (http://www.centrumneuro.org/)  Polecamy, polecamy! I na co dzień i na wakacje. O terapii napiszemy jeszcze bliżej początku roku szkolnego, a o wyjeździe terapeutycznym niech opowie sam Wojtek.


                                                 

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

#jedzjabłka

Jako, że Inni są inni w różnych aspektach, udział w akcji " jedz jabłka" jest dla nas oczywisty. A to z prostego powodu. Kochamy jabłka! Niech wszystkie dziwaczne ananasy, banany, pomarańcze zielenieją z zazdrości! U nas przegrywają już na starcie. Domagamy się jabłek ! Nic nie ucieszy naszego podniebienia bardziej niż ten soczysty, słodki albo lekko kwaśny, albo i całkiem kwaśny owoc. Że o jego walorach wizualnych nie wspomnę... A, że długi transport i traktowanie środkami konserwującymi, aby lepiej znieść długą podróż, naszym ulubieńcom nie służy, najchętniej zjadamy najlepsze jabłka świata- nasze, polskie. Pachnące sandomierskim słońcem ( tak, tak widzieliśmy na własne oczy sady pełne jabłek),przewiane mazowieckim wiatrem-samo zdrowie. Jedzcie jabłka. nie tylko Putinowi na złość!