Blog Innej Mamy i Innego Syna. O fajnych miejscach i wydarzeniach. O tym jak oswoić świat, gdy jest się trochę innym...

wtorek, 30 sierpnia 2016

Pająki

Byłem na wystawie pająków w Pałacu Kultury. Nie lubię ich, ale lubię je oglądać i lubię straszyć nimi mamę. Widziałem różne gatunki pająków  i nie są za piękne. Na wystawie byłem sam i sam robiłem  fotografie.





niedziela, 21 sierpnia 2016

Inni wieczorową porą

 Świat wieczorem to zupełnie inny świat. Młody zafascynowany jest wieczornymi spacerami,            
a letnie wędrówki po warszawskiej Starówce powoli stają się tradycją. 
 W tym roku Inny Syn postanowił zdobyć taras widokowy na szczycie dzwonnicy przy kościele      św. Anny. Do tej pory wspinaczka po schodach nie była ulubionym zajęciem Młodego. Cóż ludzie się zmieniają... Kondycja matki też i to niekoniecznie we właściwym kierunku. Już wyobraźnia podsuwała sielankowy obraz siedzącej sobie spokojnie u stóp króla Zygmunta mamuśki, delektującej się chwilą wytchnienia, rozpatrującej jakie to szczęście być posiadaczką  ulubionego,lekko przechodzonego pesel-u. Jest alibi, nie ma włażenia na 150 kamiennych schodków! Takie to marzenie, przez chwilę w matczynym mózgu powstało. Ale nic z tego! Inny Syn postanowił zaistnieć nie tylko jako zdobywca tarasu, ale i opiekun matki, którą na tenże taras wypadało wciągnąć. Pesel, peselem, ale wymięknąć nie można, kiedy nieustająco podgrzewa się własnego Syna do walki ze słabościami .Teraz przyszła kolej matko na ciebie! Zagrzewana  przez Młodego do boju, wsparta o męskie ramię osobiście przeze mnie wyhodowane zostałam ZDOBYWCĄ TARASU. I nie wiem tylko co było trudniejsze- 150 schodów czy porzucenie mojej sielankowej wizji... Tak czy owak, warto było. Bo i widok imponujący i radość Młodego nie do przecenienia.



 
Im ciemniej,  tym więcej atrakcji wyłania się z mroku. Za każdym razem Wojtek z fascynacją ogląda fireshow.

    A gofry zjadane w ciemności smakują inaczej...
 Oczywiście nie mogliśmy ominąć Parku Fontann. W tym roku można podziwiać  multimedialne widowisko "Warszawskie syreny". Jest na czym oko zawiesić, choć matce najbardziej podobała się muzyka Jean Michel Jarre'a.




                                           Taki to był zwykły wieczorny spacer...

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Znów będą wakacje...

Kocham  robić NIC. Wstaję rano, wyciągam na spacer psa, któremu spacerować się nie chce, piję kawę na czczo, czytam książkę, na którą nigdy nie mam czasu. Gapię się na jezioro, które na pierwszy rzut oka wcale nie jest "perłą Mazur". Ot, wakacje. Rodzina odsypia, ja się lenię. Chwilo trwaj...
Inny Syn z potarganą czupryną wyłania się z pokoju o godzinie bliższej południu niż porankowi. Planów nie mamy, chociaż... mamy Wojciecha. A ten jak wiadomo jest kopalnią pomysłów. Pogoda w kratkę nie przeszkadza w wyciskaniu z każdej chwili ostatniej kropli możliwości.
 Co to ja pisałam, że lubię robić?
  Na pewno lubię patrzeć jak moi mężczyźni zdobywają dzikie i niebezpieczne wodne akweny.


I kiedy Syn niczym wodny potwór wyłania się z mazurskich odmętów, wprawiając w zdziwienie co wrażliwsze plażowiczki, które z niepokojem przenoszą wzrok z nadmiernie szczupłego Syna na dobrze wyglądającą mamuśkę. I wzrok ten bynajmniej nie zawsze wyraża aprobatę dla mojej rodzicielskiej troski... A mnie słoneczko zza chmurki czaszkę niemłodą przygrzało i się cieszę...


Puchnę z dumy kiedy Młody, wiedziony wrodzonym patriotyzmem, 1. 08 na wzgórzu nad jeziorem układa z patyczków znak Polski Walczącej, a o 17.00 staje na baczność przy dźwięku syren ( brawa dla Starych Jabłonek!).


Nie może też zabraknąć wycieczki rowerowej, choć matka na mazurskie wzgórza raczej się wczołguje niż wjeżdża i twierdzi,że tak właśnie lubi..


 Wystawa na ostródzkim zamku przykuwa wojtkową uwagę, bo to i oręż i numizmaty wszelakie, które na wyobraźnię Wojtka nieodmiennie działają.



 Wystawa "Topór na czarownice", przedstawiająca różnorakie narzędzia tortur, mamuśki w zachwyt nie wprawia, więc na panów postanawiam poczekać na sympatycznej ławeczce na zamkowym dziedzińcu. Jak dla mnie nadmiar wrażeń...


 Oczywiście są spacery nad jeziorem,



krótka wyprawa tunelem łączącym Szeląg Duży z Małym


i ulubiona wakacyjna rozrywka Syna, która nie jest może szczytem marzeń rodzicielskich, czyli grillowanie.


No tak, ale to już było. Wróciliśmy do spraw domowych, które złośliwie przypominają, że szkoła, w dodatku NOWA, tuż, tuż.
                                      Ale co tam, za rok znów będą wakacje!