Blog Innej Mamy i Innego Syna. O fajnych miejscach i wydarzeniach. O tym jak oswoić świat, gdy jest się trochę innym...

sobota, 4 lutego 2017

Wyprawa na Marsa?

Nie od dzisiaj wiadomo,że mężczyźnie potrzebne są wyzwania. Inny Syn zupełnie nie odbiega w tej kwestii od "średniej krajowej". Jest zadanie, jest zabawa! Trzeba przyznać, że chęci przekraczania kolejnych granic i sięgania po więcej, może mu pozazdrościć nie jeden tzw. "normals".
Jak już zdążyłam Wam oznajmić, pewnego pięknego dnia Wojtek został czytelnikiem naszej lokalnej biblioteki. Młody w asyście Innego Taty dopełnił wszelkich potrzebnych formalności i stał się posiadaczem KARTY CZYTELNIKA. Taka karta to jest coś! Wielce mądrą książkę o powstaniu warszawskim się pożyczyło, trochę kartkowało, trochę oglądało, trochę, i owszem, czytało.             Aż nadszedł moment kiedy lektura wojtkowa powinna wrócić na szacowną, biblioteczną półkę.
Wojciech zdecydował,że tym razem pójdzie sam, bez rodzicielskiej czy siostrzanej asysty.  Cóż, nasze osiedle to nie Nowy Jork ( choć numeryczne nazwy kilku ulic mogłyby na to wskazywać...), odległość od naszego domu do biblioteki trochę krótsza niż  z Ziemi na Marsa. Tylko TROCHĘ krótsza, jak dla mnie WCALE nie krótsza!!! I tyle ulic po drodze, a jedna całkiem ruchliwa! A wiadomo kogo to człowiek po drodze spotka? Kto zaczepi, albo krzywo na Innego popatrzy? Albo... I tu Inna Matka sama siebie spacyfikować musiała, nieskromnie przyznawszy,że w opanowywaniu paniki powoli staje się mistrzem. Uśmiech do lekko skwaszonej facjaty przykleiłam i syna w pomyśle samodzielnej eskapady wsparłam. Oczywiście nie obyło się bez sprawdzenia czy aby moje Maleństwo (hmm... 1,86 cm) szalik założyło, buty dobrze zawiązało i przede wszystkim, komórkę zabrało. W takich okolicznościach mam ochotę uściskać wszystkich wynalazców i innowatorów gadających urządzeń, które często uważam za pożeracze czasu i wolności. Niech żyją telefony komórkowe ratujące Inną Matkę przed niechybnym zawałem lub apopleksją!
Wojciech do biblioteki dotarł bez problemu, litościwie meldując się mamuśce po drodze, dzięki czemu domowe zapasy melisy pozostały prawie nienaruszone. Oczywiście nowa książka o powstaniu została wypożyczona Za jakiś czas mój samodzielny czytelnik spokojnie odniesie ją do biblioteki, co będzie już zupełnie oczywiste.
                  Synu dałeś radę! Brawo!
                   I ja dałam radę...


8 komentarzy:

  1. Brawo dla Synka,brawa dla MAMY 😍

    OdpowiedzUsuń
  2. No mamo, bo jak nie on to kto? Trochę więcej wiary w dziecię i wszystko będzie dobrze. 1,86 cm maleństwo - no w porównaniu do dziecka powiedzmy żyrafy - to maleństwo :). Mam nadzieję, że wypożyczona książka się podoba. A propos powstania - mam rozumieć, że Muzeum jemu poświęcone już odwiedziliście?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wojtek jest "specjalistą" od Muzeum Powstania Warszawskiego, zna już tam chyba każdy kąt i spokojnie mógłby robić za przewodnika. :) Wiary w dziecię chyba mi nie brakuje, ale wiara jedno, a emocje drugie... Niestety tak mam, ale dzielnie z sobą walczę:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba wiem do kogo zwrócę się o pomoc, kiedy zaplanuję sobie do niego wycieczkę :)

      Usuń
  4. oj widze mama że Ty taka panikara zaraz czarne scenariusze widzisz jakiego masz zdolnego Syna BRAWO Wojtek !!!! masz fantastycznego syna pozwól być mu samodzielnym :D no dobra przyznaje się też emocje mi sięgnęły szczytu kiedy okazało sie że już do szkoły nie musze chodzić z synem tylko wychodzi z auta i sam maszeruje do szkoły i szatni się sam garnia to było duże przeżycie ale wiele dało radości i dumy...

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam to uczucie paniki... ciesze sie jednak bardzo,ze Wojtek dal sobie (po raz kolejny) swietnie rade,a Ty zostawilas meliske na inny okres :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Znam to uczucie paniki... ciesze sie jednak bardzo,ze Wojtek dal sobie (po raz kolejny) swietnie rade,a Ty zostawilas meliske na inny okres :-)

    OdpowiedzUsuń