Blog Innej Mamy i Innego Syna. O fajnych miejscach i wydarzeniach. O tym jak oswoić świat, gdy jest się trochę innym...

sobota, 6 maja 2017

A może by tak do Łodzi?

Nasza najdłuższa majówka świata właśnie dobiega końca. Cóż, wszystko co dobre... No, ale nie ma co marudzić, trzeba wylądować w rzeczywistości, nawet jeśli będzie to lądowanie nie całkiem miękkie. A majowe lenistwo wydłużyliśmy sobie nieco. Matka w pracy stawić się nie musiała, więc dlaczego Inny Syn miałby tak po prostu pobiec do szkoły 4 maja. Sprawiedliwość musi być!          Inni postanowili wybrać się na wycieczkę do Łodzi. Pogoda nie zachęcała- lało,wiało, jednym słowem za oknem dramat! Kiedy jednak Inni ruszają w Polskę, taki drobiazg jak niesprzyjająca aura na pewno im nie przeszkodzi. Na początek podróży obowiązkowo kawa.


Młody jak zawsze ku matki przerażeniu trzy łyżeczki do aromatycznego napoju wrzucił i... nie zdążył donieść do wagonu, wypił po drodze 😊
 Podróż w dobrym towarzystwie mija błyskawicznie. Młody dostojnie słuchał niezbyt dostojnej muzyki,

matka mogła sobie przypomnieć, że świat jest tak zwyczajnie ciekawy i czas tego w ogóle nie zmienia.
 A w Łodzi nie padało! "Yes, yes, yes! ", że zacytuję klasyka.
Udało nam się odwiedzić Muzeum Animacji, mieszczące się w podupadających budynkach Widzewskiej Manufaktury. Miejsce na pierwszy rzut oka przygnębiające...


A jednak warto wejść do środka. Przemiłe animatorki zaprosiły nas na projekcję oskarowego,  polsko-brytyjskiego filmu lalkowego " Piotruś i Wilk". Rewelacja! A po projekcji można było obejrzeć makiety i lalki występujące w " Piotrusiu"



i nie tylko... Ach, łza się w matczynym oku kręci... Uszatek,


Coralgol...


dobranocki, wieczorynki... to już se ne vrati?
A potem pognaliśmy do Palmiarni. Inny wymiar, proszę państwa. Szarość i wilgoć została na zewnątrz, a w środku...cudo.... Rośliny jak z bajki....




i ryby jak z bajki...

Wojtek wczuł się w rolę przewodnika po świecie kaktusów. Pełna profeska!


Być w Łodzi i nie udać się do "Manufaktury"? Nie mogliśmy do tego dopuścić...


Choć przyznajemy po dobroci,że tym razem nie dotarliśmy do żadnego z manufakturowych muzeów. Cóż... utknęliśmy w pizzerii. Wyjazd bez pizzy, wyjazdem straconym! Nie mogliśmy wszak do tego dopuścić...


A potem to już nie bardzo dało się ruszyć... Krótki. baaardzo powolny spacerek po "Manufakturze" i okazało się,że trzeba wracać. Nie było rady. I tak całkiem nie jesteśmy pewni, sen to był czy jawa?

3 komentarze:

  1. W Łodzi to jeszcze nie byłam. Ale jutro ruszam na podbój Przemyśla i Lwowa. Wojtek i kawa - no proszę Cię Mamo, dorosłość rządzi się własnymi prawami. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. byliście tak blisko i mnie nie odwiedziliście? zajrzeć do Łowicza choć a chwilkę ja Wam dam :p no ja też jeszcze takich ciekawych miejsc w łodzi nie zwiedziłam ale widze że wszystko jest do nadrobienia :D pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale fajny wypad ! W Lodzi nigdy nie bylam. Trzeba to nadrobic :-)

    OdpowiedzUsuń