Chcieliśmy zimę, no to mamy. Matka- malkontent musi ponarzekać, nie byłaby sobą. Po pierwsze mróz za duży. Kto to widział, żeby temperatura spadała poniżej dziesięciu. Paszcza na mrozie niemłodej mamuśce drętwieje i gadać nie może tyle, ile by chciała. Po drugie śniegu za mało. Na sankach zjeżdża tylko Młody i czasami odważny Inny Ojciec, który o dobrostan kości ogonowej nie chce dbać. Chociaż za dużo śniegu też nie dobrze, bo to człowiek w samochodzie spędza jednak więcej czasu niż na górce, a wiadomo, biały puch równa się kłopoty za kierownicą, zwłaszcza z parkowaniem. A w tej kwestii matka średnią krajową parkujących blondynek z powodzeniem wyrabia... Ogólnie rzecz biorąc, zimie mówię nie i czekam na wiosnę, ba chwilami już ją czuję. Przesadzam? Dnia przybywa! Dzisiaj o 16.00 było jeszcze całkiem przyzwoicie jasno. Wiosna tuż tuż?
Jakoś jednak do cieplejszych czasów trzeba dotrwać. Nic tak nie poprawia humoru jak coś dobrego, słodkiego, ciepłego... Weźmy na przykład zwykłe placki z cynamonem i tartymi jabłkami. A jeszcze jak samemu nie trzeba wisieć nad patelnią, tylko Inny Syn matkę wyręczy, to bajka! Zapach cynamonu stale poprawia mi humor i nawet jestem w stanie zgodzić się z faktem, iż pierwszy dzień wiosny nie nadejdzie jutro. Aby mróz matce przestał być straszny Wojciech przyszykował:
- 2 szklanki mąki
- 2 szklanki mleka
- 2 jajka
- 0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 cukier waniliowy
- 2 łyżki cynamonu ( tyle trzeba,żeby Inna Matka odzyskała trochę wigoru, ale może wy potrzebujecie trochę mniej aromatycznego zastrzyku)
- 3-4 jabłka
- olej do smażenia
Inny Syn z werwą zabrał się do dzieła. Nie było całkiem łatwo. Jabłka należało obrać. Tutaj Wojciech zdecydowanie preferuje obieraczkę. I dobrze! Liczy się skuteczność, a nie długość obierki!
Teraz ścieramy owoce na tarce o grubych oczkach.
Do garnka wsypujemy mąkę, dodajemy mleko, jajka, cynamon, proszek do pieczenia, cukier waniliowy. Mieszamy mikserem ok. dwie minuty.
Dodajemy tarte jabłka i mieszamy, tym razem łyżką.
Smażymy na złoty kolor po obu stronach.
Zapach cynamonu- marzenie. Placki zjadamy natychmiast, posypując cukrem, a w przypadku Wojtka topiąc w bitej śmietanie, czego matka na zdjęciu nie uwieczniła, bo delikatnie mówiąc fanką śmietany nie jest....
Muszę przyznać, że Młody coraz bardziej robotny i coraz bardziej w robocie skuteczny. Przepis sam przeczytać potrafi, wie ile czego musi dosypać, a co najważniejsze jak nie wie, potrafi zapytać i wskazówki skutecznie wykorzystuje. Brawo, Synu!
Brawo Wojtek! Slinka az mi poleciala na widok tych placuszkow ;-)
OdpowiedzUsuńAch ta zima... To coś dla prawdziwych tygrysów. A placki musiały być pyszne... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń