I po sprawie. Po chodzeniu spać o godzinie której nie ma, po wstawaniu raczej na obiad, niż na śniadanie, po nicnierobieniu, choć w przypadku Innego Syna to raczej po wszystkorobieniu. Teraz będzie dyscyplina dnia codziennego wymuszona przez ulubioną placówkę oświatową, bo przecież nie przez matkę. Syn rozpoczyna nowy rozdział- został całkiem dorosłym uczniem szkoły przysposabiającej do pracy. Cała nadzieja, że szkolnej rutyny będzie nieco mniej niż na poprzednich etapach nauczania. Wojciech jest człowiekiem zadaniowym, ale zadania nie muszą być związane z misternym wypełnianiem wszelkich kart pracy, przeliczaniem ilości kwiatuszków i misiaczków, których niestety z gimnazjów specjalnych nikt jeszcze nie eksmitował. A dorosła już prawie młodzież albo się wścieka, albo się śmieje. Na litość! Niepełnosprawność intelektualna nie oznacza braku rozwoju jakiegokolwiek. Kasie, Stasie i Fele z czytanek czas najwyższy zastąpić Panią Kasią, Panem Stasiem i Panią Felą, a towarzystwo z zadań tekstowych niekoniecznie musi kupować lizaczki i baloniki, a może przerzucić się na bułki, masło i inne artykuły, które faktycznie młodzież będzie musiała kupować samodzielnie. I wcale nie oznacza to konieczności wprowadzania do szkół specjalnych uniwersyteckiej matematyki. Zdolny narodzie, co podręczniki dla mniej typowej młodzieży piszesz, do piór!
No, to matczyne frustracje odreagowane. Deszczyk za oknem denerwująco siąpi, jakiś niezdecydowany, niczym matka przed podjęciem decyzji co by tu na jutrzejszy obiad... Na szczęście Syn z nowej szkoły do domu dotarł, nie zważając na aurę pobiegł do sklepu po artykuły pierwszej potrzeby, czyli oranżadę i gumę do żucia, matce kawę zrobił i z miną zdobywcy oznajmił " damy radę". No to szkoło,hej!