No, ale póki co mamy lato. A latem może się przydarzyć wakacyjny wyjazd z nastolatkiem,
w pakiecie z rozszalałymi hormonami i adekwatnymi do tegoż szaleństwa humorami. Kto nie dysponuje nastolatkiem, a lubi wypoczywać z dużą dawką adrenaliny, niech koniecznie jakiegoś wypożyczy. Choć może być z tym pewien problem, bo klasyczny nastoletni potwór najchętniej nie wystawia nosa z domu, izoluje się od okropnego świata za pomocą słuchawek, z których sączą się dźwięki niekoniecznie przyjazne dla zramolałych rodziców.
Że Inni mają inaczej? Otóż nie mają inaczej. Może mają trochę w Innym czasie, trochę w Innym tempie, może trudniej pogodzić się z tym faktem Innym Rodzicom, ale dojrzewanie jest nieuniknione. Na szczęście.
Wojciech o dziwo dał się odłączyć od laptopa, tableta i całej reszty elektroniki. Bolało tylko trochę... I pojechaliśmy w Góry Świętokrzyskie. Długa podróż została darowana i Innej matce, nadgryzionej z lekka przez ząb czasu, i synowi, który aktualnie miłośnikiem przemieszczania się nie jest. Dołożywszy do tego znerwicowanego spaniela i Innego Tatę, który cały ten wesoły autobus musiał ogarniać, nawigować, wyciszać i przytulać, długa podróż mogłaby zakończyć się redukcją stanu osobowego Innej Rodziny. Dojechaliśmy, a jakże. Miejsce cudne u podnóża Łysicy, "Domki w Puszczy"godne polecenia i ze względu na bardzo dobry standard za przyzwoitą cenę, i przemiłą gospodynię. Do tego góry i Mazury w jednym, gdyż parę kilometrów dalej rozciąga się niewielki, ale urokliwy Zalew Wilkowski z piaszczystą plażą, kajakami i rowerami wodnymi.
Tylko nie sposób, niczym potwór z Loch Ness, nie opuszczać ani na chwilę ulubionego zbiornika. Czasami od wody należałoby się odessać...
Bojowym zawołaniem naszego ulubionego Innego Syna stało się "chodźmy!" Dokąd? Jak to "dokąd"? Gdzie indziej! Więc gdziekolwiek byśmy nie byli, należało czym prędzej stamtąd zniknąć. Prawdziwym wyzwaniem okazały się górskie szlaki... i to bynajmniej nie ich pokonywanie, tylko namówienie Młodego żeby poszedł. Argument, że być w górach i nie być w górach to zgroza i rozpacz, zupełnie nie trafia do nastoletniego malkontenta. Inny szedł głównie z litości nad marudzącymi rodzicami , sam marudząc jak na nastolatka przystało. Za to jak szedł! Długie nogi Młodego śmigały z lekkością kozicy po świętokrzyskich gołoborzach, bez najmniejszych oznak zadyszki. Ach , młodość! Łysica i Łysa Góra zostały zdobyte, a wszystkie czarownice pouciekały przed nami w popłochu. Za to widoki zostały...
I to praktycznie w samym sercu miasta!
Coby nie mówić wakacje były super. Nawet na pogodę Inna Matka narzekać nie mogła. I choć czasem pomstowanie Innego Syna wystawiało na nie lada próbę rodzicielską cierpliwość, razem spędzony czas w pięknych okolicznościach przyrody był bezcenny.
A Inny Syn dorasta i tak powinno być. I to jest radość.
Ja dzięki swoim rodzicom mam zaliczone wszystkie góry prócz świętokrzyskich i Bieszczad.. takie wypady Rodzinne wspomina się najpiękniej
OdpowiedzUsuńPo takim naładowaniu akumulatorów Wojtek będzie miał energię do pracy przez cały nadchodzący rok szkolny. Widać, że pięknie spędziliście ten wyjątkowy czas. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńPiekny wypad. Alez ten Wojtek wysoki jest!!!
OdpowiedzUsuń