Idą święta. Idą? Nie wiem jak wasze, ale nasze nie idą... one biegną, nadciągają, rozwijają prędkość ponaddźwiękową... Robota przedświąteczna stoi, a raczej leży. Matka co rano sprawdza, czy przypadkiem jakieś dodatkowe kończyny górne nie urosły? Nie... No to może choć dodatkowa para odnóży? Nic...Totalny rozjazd organizacji czegokolwiek... I jak tu żyć?
Kiedy już pomysł zapadnięcia w sen zimowy i obudzenia się, kiedy ptaszęta z ciepłych krajów powrócą, zdawał się jedynym sposobem na przetrwanie, Inny Syn zakomunikował, że... anioła trzeba zrobić... na konkurs szkolny, zaraz, teraz. Inna Matka tylko ręką machnęła " a, zapomnij". Tym bardziej, że pora była już późna, zupełnie nieanielska, do tego środek weekendu. Syn wyglądał na zdruzgotanego, ale mamuśka była nieugięta. Perspektywa tworzenia jakiegoś skrzydlatego gościa, napełniała prawdziwą rozpaczą. Tylko tego brakowało! Następnego dnia, Inna Mama jakoś jednak inaczej na sprawę spojrzała. Może ten anioł ważniejszy niż ten milion spraw do ogarnięcia?
Dawaj Synu, robimy! Od razu jakoś bardziej świątecznie się zrobiło...
Wojtek anioła tworzył z wielkim zaangażowaniem.
I wcale nie chodziło, o nagrodę, której nasz mocno niedoskonały skrzydlaty przyjaciel raczej nie dostanie. Inny Syn chciał ZROBIĆ ANIOŁA. I tyle.
A Anioł przypomniał, że nadchodzą radosne Święta, mimo,że matka wszystkich ważnych(?) spraw z pewnością nie ogarnie.